sobota, 19 grudnia 2009

Życie w przestrzeni serca...Dzień...

Wystarczy ponoć tylko raz dotknąć świętego graala i spojrzeć w jego głębie,
aby już nigdy nie żyć tak normalnie, jak wszyscy – „codziennie”.
Śmieję się teraz – zachodzę w głowę
bo czasem nie wiem po co to robię,
Lecz czy ja to robię czy może ktoś inny to też możliwe…
a właściwie tak samo prawdziwe…
No dobra, spojrzałem w oczy świętego graala, bo go znalazłem…
lub on mnie odnalazł…?
i choć nie znane mi są te skutki, które przede mną są naznaczone
to pójdę dalej – to postanowione….

I po tym przydługim trochę wstępie opowiem ci bajkę, która się dzieje każdego ranka, kiedy nad rosą, w gwiazdkach z energii, światłach i magii pojawia się znikąd piękna istota niewidzialna dla większości. Można ją, bowiem zobaczyć tylko przez i dzięki sercu…
gdy oczy i rozum śpią lub zajmują się tylko organami i krwią…

Już wiesz mój Skarbie jak wiele się dzieje w bezruchu przyrody, materii, wszechświata, gdy Zachód Słońca nas sobą oplata. Dzieją się rzeczy piękne i czyste i wszystkie one są tak oczywiste, choć z wielkiej są tajemnicy to dla nikogo nie robi to już różnicy…

Pamiętaj, że rankiem brzask nie dzieli a łączy,
Noc z Dniem i JAWĘ ZE SNEM….
Znam jedną wróżkę, widziałem ją kiedyś i widzę ją nadal,
Hmmmm…sprawa to jednak bardzo ciekawa…

O brzasku wstałem, gdy prosto z ciemnej nocy zaczął wychodzić szczęśliwy i uroczy…
Dzieeeeń..
Słoneczko lekko tylko zza górki wyjrzało czy to jest ten czas dla niego, aby kogoś lub czegoś nie spłoszyć, bo szkoda, aby za szybko zniknęła ta wyjątkowa wszystkiemu stworzeniu uroda. Ja wtedy stałem cichutko, patrzyłem z boku, a wszystko dokoła i wróżka także - udawały, że mnie nie zauważały.

(Moje ciało spało,
Na kanapie pozostało,
A rozum z wielkim zapałem
Zajmował się moim ciałem…
No nie ukrywam, że wykorzystałem
I że zrobiłem to z wielkim zapałem
Bo niby, że sobie spałem
A tak naprawdę OBSERWOWAŁEM…)

Znikąd się pojawiła – oniemiałem z zachwytu! – leciała nad trawą a rosa obmywała jej nierzeczywiście piękne stopy. Poranna mgiełka nie była mgiełką tylko promieniami najczystszej energii, która łączyła ją z Ziemią. Stan świata dookoła zmienił się w bajkę z najpiękniejszego snu. Aromat pięknych kwiatów wdzierał się w każdą szczelinę wzywając do tak pięknej chwili wszystko- zwierzęta i rośliny. To była chwila czarów…

Wróżka latała, szybko i sprawnie
Tworzyła piękno bardzo starannie
Głaskała kwiaty, drzewa i ptaki
I wszystko, co jej dawało uśmiechem znaki
Tak, bo to uśmiech jest zaproszeniem
By wróżka jednym swoim skinieniem
Nadała cudnych energii w życie
By ono biegło wciąż znakomicie…

Stałem oniemiały i obserwowałem z ukrycia to, co się działo..
A że przypadkiem mi się całe ciało uśmiechało
Wróżka prześliczna to w mig zobaczyła
I pędem wielkim się do mnie zbliżyła
Nawet nie mgnienie oka to trwało
Jak piękno świata się do mnie dostało
Machnięciem różdżki, pięknym uśmiechem
Nagle się stałem innym człowiekiem…


Aromat kwiatów utrzymywał się jeszcze nawet wtedy, gdy mózg mój zbudził się wraz z całym ciałem po długim śnie. Nie było późno. Pobiegłem poszukać śladów wróżki i znalazłem! Kropelki rosy, w których widać jeszcze było, całą magię świata! I radość wszystkiego tego, co było dookoła. Ta radość to najłatwiejszy sposób na odnalezienie świętego graala codzienności, Wróżki, Piękna i Miłości…

Życie w przestrzeni serca...Noc...

„Tak przeogromna jak przestrzeń wokół nas
Jest maleńka przestrzeń w twoim sercu
Odnajdziesz w niej niebo i ziemię
Ogień i powietrze, słońce i księżyc
Błyskawice i konstelacje gwiazd
Cokolwiek neleży do ciebie tu na dole
I to co nie należy
Wszystko to zgromadzone zostało
W tej maleńkiej przestrzeni twojego serca”
Upaniszady




Aromat morza, był odczuwalny z daleka. Przyciągał delikatną bryzą, która chłodziła, dawała uczucie piękna i radości…a może i wolności… Szum wiaterku w uszach czasem był głośniejszy od krzyku mew „stojących” w powietrzu gdzieś nad ich głowami….

Widok z wydmy zapierał dech w piersiach. Słońce za chwilę miało się skąpać gdzieś daleko w morzu… Woda morska przygotowywała się do tego przyjmując w sobie wszystkie kolory tęczy, jak zaproszenie – zachęta aby znowu dziś mogło wydarzyć się coś tak bardzo niesamowitego, spektakularnego, mistycznego….

Patrzyli na to wszystko z zachwytem. To piękne niebieskie niebo, które połączyło się w jedno z wodą, ta woda, która złączona z niebem oczekiwała na czerwona tarczę słońca, kolor, smak, aromat, cisza, spokój… i to niesamowite uczucie w ich sercach! Ależ to uczucie!
Zeszli wśród innych ludzi do samej wody. Przechodzili obok oniemiałych i zahipnotyzowanych pięknem innych osób, którzy pewnie przyszli po to samo…Zapatrzeni, nieobecni tutaj, wszyscy byli gdzieś tam, daleko… pewnie bardzo blisko swoich serc….

Szli wybrzeżem w kierunku Słońca. Woda morska falując łączyła ich z tym wszystkim co właśnie się działo. Ich gołe stopy brodzące w płyciznach morza, czasem krople poderwane nie wiedząc czemu w górę z morskiej tafli…Nie mówili nic, nic nie było można mówić do tego co się działo…
Z pięknem zachodu słońca.
Pierwsze gwiazdy gdzieś daleko na niebie, za ich plecami zaczęły podglądać to całe zjawisko. Mrugaly swoimi delikatnymi światełkami smucąc się trochę że wszystkie oczy świata skierowane są w odwrotnym kierunku… ale jak mogło być inaczej?

Tymczasem pociemniało.
Para zakochanych w sobie ludzi była już bardzo daleko. Szli tak po prostu gdzieś, tam… w kierunku szczęścia. W końcu zatrzymali się, gdy nikogo innego wie widzieli obok siebie. Zjawisko piękna trwało, tylko ciemność nieco mocniej ich otuliła. Jedyne, piękne, kolorowe światło bijące jeszcze od zachodzącego słońca a wokoło już nikogo.



Błyski z oddali stały się bardzo zauważalne.. Ostre białe światło co kilka sekund próbowało przebić jak najdalej tą ciemność w kierunku słońca. Cóż to było? Co to za zakłócenie?
Tak, to były światła fleszy, fotografów próbujących uchwycić i zatrzymać biegnący czas…

Pstryk, zdjęcie, pstryk, zdjęcie…
Nie zauważył nawet, że w kadrze jego aparatu oprócz słońca, nieba, kilku widocznych już gwiazd, morza błyskającego prześlicznie pojawiło się coś jeszcze. Małe, malutkie, bardzo oddalone gdzieś – tam dwie osoby będące ze sobą. Pewnie zwrócone twarzami ku zachodowi. Połączone – niczym jedno, niezauważalne dla ludzi i jakże ważne dla Świata!!
Wkrótce okaże się, że to niepowtarzalne zdjęcie pojawi się w wielu gazetach całego naszego Globu. Zdjęcie, które tak bardzo chce być „definicją” czystej Miłości.

Mówi się, że wciąż tam stoją. Zapatrzeni, zakochani, połączeni ze sobą i wszystkim.
Podobno można ich zobaczyć… kątem oka. Patrząc w tarczę słońca – codziennie – jest taki ułamek sekundy kiedy są widoczni dla wszystkich by zaraz potem zniknąć całkowicie w ciemnościach i pozostać w przestrzeni serca do następnego zachodu… i znowu i wciąż
… i znowu…
… i znów…..
… na zawsze…

piątek, 18 grudnia 2009

W imię Miłości

Nadszedł czas pożegnań. Klucze ptaków pojawiają się na niebie co chwilę. Wszystko gdzieś leci... bociany, gęsi, ludzie... Wszyscy kiedyś gdzieś odchodzą, odlatują. Ziemia Matka zmienia bieguny i niektóre gatunki giną w powietrzu bezpowrotnie... Smutne to? Nie, dlaczego? Piękne jest to, że wielu ginie, ale wszyscy czują potrzebę odlotu. Niektórzy nie zastanawiają się i... lecą....odlecą…na zawsze…
Nadszedł czas pożegnań. Klucze ptaków pojawiają się na niebie co chwilę. Wszystko gdzieś leci... bociany, gęsi, ludzie...

Wesele się miało odbyć na dworze, pod lasem. Już nawet orkiestra się stroić zaczęła. Wtem ktoś z daleka, nieznany nikomu krzyknął:
- STOP! To nie tak się miało wydarzyć!
I wszystko zniknęło, w sekundzie, w chwili, w imię Miłości...

Śmieszne...?

O miłości, o radości ale i o złości...

Latem - wieczorem na dużych drzewach,
w lasach i parkach w listkach zamknięte,
siedzą zwierzątka i z dużym zapałem,
wciąż rozprawiają nad damskim ciałem...

- Ileż to Bracie tego widziałem!
Kiedy na drzewach sobie siedziałem!
Patrząc do okien kobiet prześlicznych
Takich zmysłowych i erotycznych…

- Ależ mój Wierny o czym ty prawisz?
Gdy ten proceder w końcu zostawisz,
To do zbawienia już prosta droga
Trafisz do Nieba, trafisz do Boga!

- A Bóg tu czasem ze mną przychodził,
I za „babkami” tak okiem wodził,
A ja zlękniony Jego Miłością,
Stałem w bezruchu, ale z radością…

- Co ty za słowa człeku wymawiasz?
To niemożliwe, co opowiadasz!
Bóg jest tak czysty z tego plugastwa
Splunąć tu trzeba na twoje łgarstwa…

Takie rozmowy wieki już trwają
Zwierzątka na drzewach swych pozostają
I coraz głośniej i z większym zapałem,
Wciąż rozprawiają nad damskim ciałem...
I tylko czasem by zmylić Ogół
Ci, co się boją - mówią o Bogu
I nauczają będąc w większości
Ze trzeba stronić wciąż od Miłości…
Miłość to ludzka ma być pokusa,
Choć była słowem w ustach Jezusa,
Wierzyć zaś trzeba tylko w dogmaty
By Kocioł :-) wciąż pozostawał bogaty…

Sensy, bezsensy bo i tak bywało...

Z okazji braku okazji i z powodu braku powodu stało się coś, co się nie stało. Ktoś krzyknął bezgłośnie i milczał - okrzykiem. Ktoś uciekł bez pośpiechu i odszedł - powracając. Ciemność była jasna a jasność była ciemna. Szczerość była ukryta, radość była smutna, szczęście było nieszczęściem…
Miłość była prawdziwa.
Dom był bezdomnością, bieg był powolnością, szczerość - nieszczerością, młodość zaś starością, chęć była próżnością, fajność - okropnością, małość - liczebnością, nieład - porządnością, odrzucenie - czułością, wielkość - maleńkością a…
Miłość była ...Miłością...

Z powodu braku powodu, z lekko - ciężką zadumą a otwartością piszę słowa bezsłowne - znaczenia mają dosłowne i choć znaczeń bywa tak wiele to tutaj jest ich niewiele...

Pierwsza inspiracja...

W domu było przytulnie. Po prostu przytulnie. Na każdym kroku widać było panującą wokoło harmonie… Delikatny zapach kadzidełka unosił się w powietrzu …wszystko się zatrzymało. To chyba najlepsze słowo …zatrzymało…tak jakby wszędzie była pustka. Wszystko wokół było milczące. Nawet ptaków nie było słychać … tylko miarowe, równe, cichutkie pukanie – podwójne, synchroniczne, spokojne…

Patrzyli przez chwilę na siebie, ta chwila też trwała długo… Gdyby nie tańczący w półmroku płomyczek świecy można by było pomyśleć, że czas przestał biec a zegary odpoczywają…

- Wiesz, że to już minął nasz trzeci rok? – szeptał do niej aby niczym nie zmącić tego pięknego stanu świata…

Uśmiechnęła się, otuliła go swym wzrokiem. Wydawało się, że nawet szept nie chciał przejść przez jej usta. Słowa nie były tu potrzebne, gdyż myśli i uczucia i tak były dla nich bardzo zrozumiałe…

- 3 lata? – To był dobry czas. Nie myślałam, że moje myśli jeszcze kiedykolwiek aż tak się uspokoją.

Wzięła do ręki filiżankę z kawą… tak więc ruch pojawił się w końcu a zegar na ścianie leniwie zaczął iść gdzieś do przodu.
Filiżanka z kawą to był jej obraz, jej stan. Nikt inny nie robił takiej kawy i nikt inny tak jej nie smakował… Hmmmm… pomyślał. To jej picie, smakowanie i świadomość każdego drobnego przełknięcia. Jak ona to robi? Pomyślał… Uśmiechnął się do siebie w duchu i chyba do niej również, bo odwzajemniła jego uśmiech lekko drgającymi ustami….

- Wiesz? Tak naprawdę to całe milczenie jest wszystkim. Ciężko mi dobrać słowa do tego stanu. Każdy nasz dzień był inny i każdy podobny…

- Bierzemy się za jedzenie?

- Oczywiście kochanie. Jedzmy, cala noc przed nami …

Za oknem robiło się coraz ciemniej. Ten półmrok, letni – ciepły półmrok był dodatkiem do tych nastrojów. Gwiazdy mrugały niczym oczy oddalonej gdzieś daleko wróżki… wróżek…było ich tak wiele i tak ładnie mrugały… Wszystko wokół było milczące. Nawet ptaków nie było słychać … tylko miarowe, równe, cichutkie pukanie – podwójne, synchroniczne, spokojne…
Cały Świat wtedy ucichł, bo to ich serca tak lekko pukały.
Wszystko wokół stanęło, znieruchomiało, zastygło, aby móc to usłyszeć…
Coś tak wyjątkowego zdarza się, bowiem niezwykle rzadko…!

Dawno się zaczęło…

Przyznam, że najtrudniej jest zacząć. Bo to co teraz myślę, czuję, widzę i „rozumię” to jest jednak jakaś wypadkowa tego co było…
A co było najważniejsze?
W sumie i to ZDECYDOWANIE największą rolę odegrali „Pomocnicy”, „Przewodnicy” czy jak chcecie Ich nazwać…a może to po prostu ja z „kiedyś”…, kto to wie…? Faktem jest, że KAŻDY jest inny, KAŻDY jest specyficzny, KAŻDY może…WSZYSCY posiadają potencjał ale tylko niektórzy idą drogą Intuicji i w zgodzie z pragnieniami swojej Duszy… :-) Taaak… NIE WSZYSTKIM SIĘ CHCE… ale i uwarunkowania są duuuuże, bardzo duże i ciężko czasem tak po prostu „wyjść poza” bo jest to związane z krytyką społeczną, rodzinną itd. itp.
Pytanie jednak jest jedno: CZY WARTO?
Ja uważam, że TAK! Warto! Choć Ci wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że decydując się „być sobą” przyszło mi zrezygnować z kilku bardziej lub mniej ciekawych rzeczy w życiu…:-)…a może po prostu pozamieniać „stare” na „nowe”? To chyba lepsze określenie choć nie zmienia faktu że strach przed tym może się pojawić i skutecznie paraliżować tzw chęci…

To tytułem, wstępu.
Pragnę dodać tylko jeszcze jedno…to mianowicie że wielką rolę odegrał u mnie sport i sądzę, że rozwój duchowy idzie w parze z rozwojem fizycznym…to było u mnie bardzo ze sobą związane. Intensywny wysiłek pozwala na całkowite „oczyszczenie” mózgu ze wszystkiego. To takie „wyzerowanie” się i otwarcie na „nowe”. Oto co pisze mój Mistrz o moim sporcie:

"Harmonia jest podstawą karate.Miłość do rodziców, szacunek do nauczycieli,zaufanie w stosunku do przyjaciół oraz skromność wydają się być korzeniami Budo-Karate Kyokushin.Myślę że jest ono bardzo potrzebne współczesnemu światu. Kyokushin oznacza poszukiwanie najwyższej prawdy w aspekcie fizycznym,psychicznym oraz duchowym."
Sosai Masutatsu Oyama